Andrzejki zaksięgowały 4 punkty!
Niezwykle trudny jak zawsze zresztą andrzejkowy weekend za nami. Rozegraliśmy w nim dwa mecze po których nasze konto punktowe delikatnie się wzbogaciło. Zacznijmy od sobotniego spotkania z Błyskawicą Leśniówka.
Beniaminka dość dobrze znaliśmy bo już kiedyś w III lidze mieliśmy z nimi do czynienia i wiedzieliśmy, że mają w składzie indywidualności, które mogą narobić problemów. Mowa tu o Kiełtyce i Korzeniowskim. Wiedza ta była bardzo cenna i jak się okazało była kluczem do sukcesu. Początek meczu to atak Valencji. Akcje ofensywne w ilości 4 sztuk niestety nie były skończone a porzekadło mówi, że zmarnowane setki się mszczą i tak było tym razem. Pierwsza groźniejsza kontra Leśniówki i 0-1. Atakujemy ponownie i dopiero po rzucie rożnym Krzysiek wyrównuje stan meczu. Nie cieszymy się tym za długo ponieważ drugi błąd w kryciu i kolejna kontra rywali daje im prowadzenie. Na szczęście Łukasz Biały dość szybko odpowiada i do przerwy mamy 2-2. Po zmianie stron jak zwykle przyśpieszamy i przejmujemy kontrolę nad meczem aczkolwiek brak powrotów po akcjach ofensywnych kończy się na fantastycznych paradach Rafała, który broni nam tyłek. Przy stanie 2-2 zbyt otwarcie poczynamy sobie w ataku a że wszystkie piłki Błyskawica gra na Kiełtykę i Korzeniowskiego jest cały czas bardzo groźnie. Pewnie by grało się lepiej ale tego dnia celowniki były totalnie rozregulowane i to praktycznie u każdego. Marnujemy albo obijamy bramkarza a wynik ciągle się nie zmienia. Wreszcie okres tego naporu strzałem z dystansu kończy Karaś i wychodzimy na prowadzenie. Na dwie minuty przed końcem Kony po fajnej klepie wychodzi sam na sam z bramkarzem i daje dam czwartą upragnioną bramkę. Rywal praktycznie się poddaje a ostatnią akcję meczu celnym strzałem kończy Biały. Jest wygrana, są trzy punkty ale musieliśmy się mocno napocić bo był problem ze strzelaniem goli a to powodowało, że czasami zapominaliśmy o obronie ale na szczęście mamy Rafała.
Valencja - Leśniówka 5:2
bramki: Biały x2, Krzysiek, Karaś, Kony
Niedziela po andrzejkach to trudny okres dla wszystkich :) Nasz skład liczył 8 osób i o dziwo to bardzo pozytywna sprawa, która pokazuje, że kolegom zależy.
Mecz rozpoczęliśmy w takim samym ustawieniu jak zawsze. Jednak początek jak i cała pierwsza połowa w naszym wykonaniu była słaba. To było najsłabsze 15 minut w tym sezonie. Orlew przejął inicjatywę. My byliśmy spóźnieni o metr i to nakręcało groźne akcje rywala. Straciliśmy bramkę bo kryliśmy za delikatnie. Chcąc doprowadzić do wyrównania ponownie po stracie piłki byliśmy spóźnieni i straciliśmy kolejną bramkę. Sytuacja nieciekawa ale nie spóściliśmy głów. Mieliśmy trzy stuprocentowe akcje po których powinny paść bramki ale ani Łukaszowi Białemu ani Pchele ani Miśkowi nie udało się tego dokonać. Grając ryzykownie narażaliśmy się na kontry i często trzech gości leciało na Konego, który kilka razy przerywał zagrożenie a w ostateczności Rafał dokonywał cudów na bramce.
W przerwie meczu powiedzieliśmy sobie kilka słów. Podjęliśmy wspólnie decyzję zaryzykowania i walki takiej jaką najbardziej lubimy. Start drugiej połowy i po 15 sekundach Pcheła strzela kontaktowego gola. Nabuzowani sportową złością atakujemy wysoko Orlew i przejmujemy inicjatywę w meczu. Jest bardzo dużo fizycznej walki pod obiema bramkami. Valencja ciśnie i .... Pcheła urywa się obrońcom i wyrównuje na 5 minut przed końcem stan meczu. Koledzy są tak nakręceni, że nawet nie staram się ich uspokajać. Atak, atak i zero kalkulacji. Gramy o zwycięstwo i mamy kilka świetnych okazji ale piłka minimalnie mija światło bramki Orlewu. Gdy wydaje się, że wreszcie coś wciśniemy na minutę przed końcem dzieje się dramat. Wychodzącego sam na sam przeciwnika fauluje Łukasz Biały za co dostaje drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. Orlew ma rzut wolny prawie z linii pola karnego. Emocje są niesamowite. Gramy do końca meczu w trójkę i na szczęście zawodnik rywali strzela bezpośrednio na bramkę Rafała i chybia. Mógł przecież rozegrać to lepiej ale nic to. Ta minuta trwa oczywiście wieczność ale szokujący jest fakt, że pewny siebie rywal daje się nam zaskoczyć. Rafał na kilka sekund przed końcem dalekim rzutem uruchamia Pchełę, ten zgrywa do Karasia i .... w ostatniej chwili rywal blokuje strzał, który prawdopodobnie zakończył by się golem i naszym zwycięstwem.
Remis jest jednak sprawiedliwy. Pierwsza połowa była słaba i zła. Druga wręcz przeciwnie więc na chłodno po meczu chyba każda ze stron była zadowolona a i publiczność się nie nudziła.
Piłka halowa jest nieprzewidywalna i dlatego jest taka ciekawa. Wiemy nad czym pracować żeby grać lepiej ale nie wolno popadać w skrajności. Moim zdaniem drużyna gra naprawdę przyzwoicie i nawet fakt, że potrafiliśmy się podnieść z 0-2 daje świadectwo, że jest dobrze.
Valencja - Orlew 2:2
bramki: Pcheła x2
Komentarze